BANER_SLIDER

Tajlandia w pigułce

Dzisiaj chciałam pokrótce opisać dwie kolejne wycieczki, które odbyliśmy z biurem podróży Itaka. Pierwsza z nich zaczęła się od przejażdżki na słoniu przez las deszczowy. I tu, co do tego typu atrakcji, zdania są mocno podzielone. Są tacy, którzy nie widzą w tym nic złego oraz tacy, którzy mocno bronią słoni, krytykując tych pierwszych. Ja od dawna miałam ochotę z bliska zobaczyć słonia i to było większym przeżyciem niż sama jazda na nim. Tajowie natomiast mają bardzo praktyczne podejście do słonia - skoro nie jest on już wykorzystywany w czasie walk, na budowie czy do innych prac, jest on zbędny i gdyby nie ludzie, którzy płacą pieniądze za przejażdżki, to oni mogliby te słonie wymordować. Więc tak też nie wolno, ale czemu pozwalają na kolejne ich rozmnażanie? Pewnie właśnie dlatego, że ludzie przyjdą, zapłacą i koło się zamyka. 

 Kolejnym punktem tego dnia była świątynia Tygrysa w Krabi. Po krótkiej opowieści na temat samego buddyzmu (katolicy naprawdę mogliby trochę zasięgnąć z ich pozytywnego podejścia do życia) i krótkim błogosławieństwie można było się wspiąć na ponad 1200 schodów, by obejrzeć krajobraz z góry. Wejście w tym upale nie należało do najłatwiejszych, ale ja w gumowych klapkach bez problemu dałam radę:)




 Następny krok to Park Narodowy Khao Nour Chu Chi i po spacerze w górę najprzyjemniejsza część dnia - kąpiel w naturalnym basenie zasilanym wodą z gorących źródeł. 





 
Kolejnego dnia wybraliśmy się na półdniową wycieczkę po prowincji Krabi. W tym czasie mogliśmy poznać życie mieszkańców: zobaczyć targ z masą egzotycznych dla nas owoców i warzyw 



oraz tajską szkołę.
  I tu zaskoczenie – Tajowie, choć naród bardzo przyjazny, jest zarazem bardzo mało ciekawy świata i ludzi. Potrafią radzić sobie doskonale w swoim kraju (praktycznie brak bezrobocia, ale jednocześnie możliwość przejścia na emeryturę w wieku 40 lat i obowiązek dzieci w utrzymywaniu starszych pokoleń), nie czują potrzeby, aby zbytnio się uczyć czy poznawać świat. Istnieją szkoły wyższe, ale nauczyciele sami chętnie poprawiają sprawdziany, by podnieść wyniki. Poziom nauczania zatem jest naprawdę słaby. Za to każdy Taj od najmłodszych lat uczy się w szkole walki muay thai, więc lepiej z Tajem nie zadzierać ;)

Podczas wycieczki, kto wcześniej nie miał okazji, miał szansę popłynięcia tradycyjną łodzią tajską (o nich w kolejnym wpisie) oraz słynnym tuk tukiem. Pierwszy raz miałam możliwość zobaczenia prawdziwego pola ryżowego i tu moje wielkie rozczarowanie - niestety ze względu na węże i inne żyjątka nie można sobie tak pobuszować, jak u nas w rzepaku czy kukurydzy :) Wycieczka dość przyjemna, ale szkoda, że nie odbywała się w późniejszych godzinach, bo niektórym szkoda trochę było tracić słonecznych godzin. 



 dmuchana ryba ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz