Sama wycieczka rozpoczęła się od niezwykłego rejsu kajakami, podczas którego pierwszy raz w życiu zobaczyłam las w wodzie. Następnie przepłynęliśmy łodzią na wyspę. Sama wyspa, podobnie jak Phi Phi, dla jednych - przereklamowana, dla drugich - warta polecenia. My spędziliśmy tam ok. 45 minut, zatem w tym czasie nie dało się wyspą znudzić. Znajduje się tam targ z miejscowymi ozdobami oraz zabawkami. I wyjątkowo tego dnia, kiedy to panna A. została z tatą po chorobie w hotelu, taki bazarek mi się przydał, aby kupić coś dla chorowitka po całodniowej nieobecności.
Kolejnym etapem był obiad w wyjątkowym miejscu: wyspie Panyee - wyspie na wodzie. Ostatnim punktem tego dnia była Świątynia Małp, gdzie naprawdę można było spotkać masę tych zwierzątek. Gdyby nie to, że wycieczka była po naszej nocnej przygodzie z chorobą, to wyspa Jamesa Bonda, druga po Phi Phi, byłaby dla mnie najlepsza :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz