BANER_SLIDER

NO STRESS czyli Cabo Verde



Trochę słońca w środku zimy,  czyli to, co lubimy najbardziej.  Lato w mieście nas nie męczy,  
 w przeciwieństwie do długiej jesieni czy zimy.  Dlatego często wybieramy urlopy właśnie w takim terminie.  W tym roku padło na wyspę Sal,  która zauroczyła mnie już kilka miesięcy temu. Pomyślałam:  idealne miejsce na kolejne wakacje :)  Niestraszne dla nas 3h podróży do stolicy
 i potem 9h lotu. Anielka przyzwyczajona do samolotów od piątego miesiąca życia, tylko czeka, kiedy wyruszymy w kolejną podróż ;) Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek:  po całej drodze okazało się, że nie ma nas na hotelowej liście gości ;)  Zamiast jako jedni z pierwszych znaleźć się 
w swoim pokoju , odczekaliśmy kolejne 1,5h,  ale udało się :)


    Kilka godzin snu i odzyskaliśmy siłę.  A mina Anielki na widok plaży i oceanu bezcenna :)




                                                               
                                                                          Anielka :
                                                                 szalik, koszula Zara 
                                                                      buty  Primigi
 
Sama wyspa do największych nie należy. Zwiedziliśmy ją w pół dnia podczas wycieczki zorganizowanej przez biuro.  Bez pośpiechu,  bez stresu zobaczyliśmy wszystkie atrakcje.  Murdeira, Saliny, Buracona wraz z  „błękitnym okiem”, fatamorgana czy Espargos  - to te miejsca,
które na wyspie należy zobaczyć.
Będąc na Sal na pewno trzeba przespacerować się też na pomost w Santa Maria, gdzie rano można zobaczyć rybaków „walczących" ze swoim połowem. Można z tego miejsca popłynąć w rejs katamaranem lub C Riders'em , by podziwiać życie delfinów w ich naturalnym środowisku .



                                                                     bluzeczka next
                                          nasz ulubiony tej zimy szaliczek Jacadi Kraków
                                                                
                                                      






Jak dla nas to trochę taka „europejska Afryka” - w sklepach można płacić euro, wszyscy mówią 
po angielsku,  właścicielami hoteli są głownie Europejczycy, a mieszkańcy nie są tak nachalni,  jak to bywa w krajach afrykańskich.  Jednak wszystko tutaj musi dopłynąć, więc w sklepach panuje  bieda 
i nikogo nie dziwi, gdy nawet w hotelu brakuje pomidorów czy innych, wydawałoby się, podstawowych składników wyżywienia.








Trochę też przypomina wulkaniczne Kanary, jednak niewątpliwie Kanary mogą pozazdrościć jej plaży:  długa, szeroka, przepiękna w mieście Santa Maria, gdzie zabawom nie było końca.






           
                                                            bluzeczka Grain de Chic Mofflo
                                                            spodenki  Kids On The Moon

                                                              
                                                                      myszka TU

Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy i po tygodniu trzeba było wrócić do domu. Choć tak naprawdę czy było nam żal?... Chyba nie, bo  choć wyspa piękna, to jednak dłuższy pobyt może być już nużący. Wszystkim jednak nam i Wam życzę wszechobecnego motta  i  podejścia tam do życia… NO STRESS :)




2 komentarze:

  1. Też latam z bąblami po cały świecie od 3 mc życia i długość lotu nam nie straszna....Cabo verde... nigdy nie byłam ale z cała pewnością przyjżę się temu miejscu uważniej ..Bluzeczka Grain de chic cudna! kocham łączki , śliczne fotki ! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja myślę, że to rodzice małych dzieci bardziej panikują , niż te dzieci faktycznie źle by odczuwały loty, więc u nas nie było mowy aby czekać z jakimś wyjazdem aż Anielka podrośnie :) Dzięki temu jest już małym podróżnikiem i da się z nią zwiedzać :)

    OdpowiedzUsuń